Skłamałabym, gdybym powiedziała, że
zawsze włączałam i dołączałam. Prawdę mówiąc, nie zarejestrowałam dokładnie
momentu, w którym zaczęłam „załanczać, dołanczać, przyłanczać”… Na pewno stało
się to, kiedy zamieszkałam w Lubuskiem.
Wszyscy
wokół „włanczali” to i ja. Do pewnego wstydliwego momentu. Dziesięć lat temu
odbierałam w Warszawie nagrodę dla Dziennikarza Obywatelskiego 2009, zaszczytny
tytuł przyznany głosami Kapituły Konkursu. Po uroczystej gali udzielałam wielu
wywiadów, w tym Wojciechowi Cegielskiemu
z Polskiego Radia. I wtedy padło z moich ust stwierdzenie, że włączam komputer,
co szybciutko, o zgrozo!, poprawiłam na „włanczam”. Jakieś to włączam wydało mi
się wtedy… hiperpoprawne. Ktoś nagrał film z tą moją wypowiedzią (pewnie
jeszcze gdzieś się buja w sieci).
Gdy to zobaczyłam, oniemiałam. Od tego dnia
tylko i wyłącznie: włączam! Załączam, dołączam, odłączam, przyłączam, przełączam,
podłączam, rozłączam, wyłączam.
Dużo ostatnio
się mówi o tym rażącym błędzie. Za sprawą pewnego kabaretu wiele osób
przekonuje, że nie można „włanczać”, bo nie ma czegoś takiego jak „włancznik”. I
bardzo dobrze. Dołączanie do włączających nie jest takie trudne. Podobnie jak
załączanie, odłączanie, przyłączanie, przełączanie, podłączanie, rozłączanie, wyłączanie.
Wystarczy
zajrzeć do moich załączników (nie: „załanczników”).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz